środa, 17 listopada 2010

Dzień robienia dobrze ;)

A bo czasem trzeba! Zwłaszcza, kiedy ma się te dzikie, jesienne huśtawki nastrojów, normalnie rollercoaster: w górę, i w dół, i łiiiiiiiiiiii! Za mało pozytywów skutkuje na przykład tym, że potem nazywam nowego bloga najczęściej używaną przeze mnie sylabą onomatopejo-podobną i wychodzi emo... Niniejszym ogłaszam: emo nie mam w planach i za wszelkie jego przejawy należy dać mi po łbie, zanim się rozkręcę i spaczę kolejnego bloga. A że zmiany motywują do działania i w ogóle są dobre, pozwalam obu moim starszym maleństwom na wieczny odpoczynek.

A teraz na temat:
W ramach robienia dobrze innym: pingnęłam starszemu panu kartą rabatową przy kasie, jak robiłam zakupy. Pan kupował dużo, ma sześć złotych gratis. Bo tak. Rabaty są fajne (Hale Banacha zresztą też są fajne!).

W ramach robienia dobrze sobie wybrałam się na zakupy w celu nabycia produktów chlebotwórczych oraz paprotki. Produkty chlebotwórcze, czyli drożdże, mąka oraz maślanka (?!) potrzebne mi były do szczęścia jako materiał do eksperymentu kulinarnego. Jestem szalenie ciekawa, czy dobrze mi się wydaje, że pomimo zaczynów, które mają sobie stać przez 2 dni, pieczenie własnego chleba nie jest specjalnie upierdliwe. W sumie to straszne rzeczy wychodzą na jaw, kiedy człowiek wyprowadza się z domu! Jedną z nich w moim przypadku było to, że chleb jest albo dobry, albo tani, 2w1 non datur. W ramach kreatywnych działań dla dobra siebie i świata należy coś z tym zrobić.
Paprotka natomiast była mi potrzebna do szczęścia, bo mam łysy parapet. To kolejna straszliwa rzecz, która okazuje się po przeprowadzce - trzeba czymś zapełnić miejsce w pokoju, i to najlepiej czymś, co mi nie wytruje pierzastej zarazy. U rodziców wystarczały mi zielone meble, tu meble nie są zielone, a zielone zasłony to dla mnie za mało i pozostawiają mnie na głodzie zieleni w pokoju. W Halach takie fajne, duże paprotki były jeszcze trzy dni temu! Ale trzy dni temu szkoda mi było kasy, dzisiaj natomiast została tam tylko jedna, w dodatku dość smętna. Uznałam jednak, że dzień bez zieleniny byłby dniem straconym, więc w ramach alternatywy zakupiłam ślicznego fikusa. W Biedronce. Kocham Biedronkę miłością wielką za sok jabłkowy 100% za 1,50 zł i kwiatki po 6 złotych!

W ramach robienia dobrze mnie przez świat zostałam uszczęśliwiona nowymi meblami w łazience. No, prawie uszczęśliwiona, bo wprawdzie stare były straszliwie odrapane, ale za to nowe są... No, proste. I kremowe. I gryzą się z podłogą. Fajnie, że nowe, ale nie jestem do końca przekonana, czy jednak nie wolałam tych starych i odrapanych, przynajmniej były klimatyczne. Trudno, na pewno się przyzwyczaję, zresztą to przecież i tak nie moje mieszkanie - ja tu tylko sprzątam :D

Dobry dzień jest dobry, toteż w ramach kolejnego rzutu robienia dobrze innym, niniejszym uroczyście otwieram nowego bloczka! To wszystko przez Miyaka, który mnie gnębi i dręczy od dłuższego czasu (właściwie to mniej-więcej od ośmiu lat, ale ostatnio w dodatku próbuje mnie do pisania nakłonić). Zadowolona, Koszmarze jeden? :>

A teraz, coby mieć motywację, żeby cokolwiek tu się pojawiało, będzie mem. Memy są gupie, ale uznaję je za wystarczająco fazowe, żeby spróbować do przynajmniej jednego podejść. Ten poniżej wygląda na całkiem sensowny (jak na memowe standardy), chociaż w moim wykonaniu może okazać się straszliwie monotonny. W końcu mam tendencję do lubienia tylko tych piosenek, które znam.

Panie i Panowie, przedstawiam podebrany Miyakowi (która podebrała Irian, która podebrała... zapewne tak długo można) mem muzyczny!

Day 01 - Your Favourite Song.
Day 02 - Your Least Favourite Song.
Day 03 - A Song That Makes You Happy.
Day 04 - A Song That Makes You Sad.
Day 05 - A Song That Reminds You Of Someone.
Day 06 - A Song That Reminds You Of Somewhere.
Day 07 - A Song That Reminds You Of A Certain Event.
Day 08 - A Song That You Know All The Words To.
Day 09 - A Song That You Can Dance To.
Day 10 - A Song That Makes You Fall Asleep.
Day 11 - A Song From Your Favourite Band.
Day 12 - A Song From A Band You Hate.
Day 13 - A Song That Is A Guilty Pleasure.
Day 14 - A Song That No One Would Expect You To Love.
Day 15 - A Song That Describes You.
Day 16 - A Song That You Used To Love But Now Hate.
Day 17 - A Song That You Hear Often On The Radio.
Day 18 - A Song That You Wish You Heard On The Radio.
Day 19 - A Song From Your Favourite Album.
Day 20 - A Song That You Listen To When You're Angry.
Day 21 - A Song That You Listen To When You're Happy.
Day 22 - A Song That You Listen To When You're Sad.
Day 23 - A Song That You Want To Play At Your Wedding.
Day 24 - A Song That You Want To Play At Your Funeral.
Day 25 - A Song That Makes You Laugh.
Day 26 - A Song That You Can Play On An Instrument.
Day 27 - A Song That Gets You In The Mood.
Day 28 - A Song That Makes You Feel Guilty.
Day 29 - A Song From Your Childhood.
Day 30 - Your Favourite Song At This Time Last Year.


Day 01 - Your Favourite Song.
I już mamy problem. Jak, no JAK można wybrać jedną, jedyną, najulubieńszą piosenkę? Nawet ja, która potrafi słuchać jednego kawałka przez cały dzień, zapętlonego na amen, nie jestem w stanie wymyślić jednej ulubionej piosenki. 5, 10, 15 - dałoby się. Ale jedną? Przez chwilę zamierzałam obstawić "obecnie ulubioną piosenkę", ale obecnie ulubione zmieniają się co jakiś czas - a konkretnie do chwili, gdy zaprzyjaźnię się wystarczająco bardzo z kolejną miłością muzyczną mego życia. Najnowsza aktualnie ulubiona wskoczyła na miejsce pierwsze jakoś z półtora roku temu i ciągle się tam trzyma. Pewnie ją właśnie bym postnęła, ale uznałam, że zdublowałaby się z ostatnim wpisem. Dlatego też aktualnie ulubiona piosenka poczeka sobie w kolejce, a ja spróbuję wybrać coś z gatunku "nie znudziło mi się i zapewne nigdy mi się nie znudzi", czyli klasyczne starocie. W liczbie, powiedzmy, trzech, bo jedna to jednak przesada.

Klasyka numer jeden:
Simon & Garfunkel - The Sound of Silence
Ze wszystkich piosenek typu "złote przeboje", których słucham dość regularnie (bo "kiedyś to robili prawdziwą muzykę") do tej mam chyba największy sentyment. Ta piosenka jest dziwna. Dziwna na tyle, że przez bite 15 minut zastanawiałam się, jak opisać swoje odczucia na jej temat, po czym machnęłam łapką. Jest jednocześnie oniryczna i prawdziwa, automatycznie sprawia, że chce mi się płakać, a jednocześnie działa na mnie kojąco... A jednocześnie sprawia, że czuję się strasznie samotna, tak z automatu. Bo tak. Taki budzący burzę uczuć muzyczny oksymoron. Z całą pewnością mogę powiedzieć chyba tylko tyle, że jest absolutnie genialna.

Klasyka numer dwa:
Metallica - The Memory Remains
Długo nie mogłam się zdecydować, czy dać tę piosenkę, czy któreś Unforgiven, czy może jeszcze jakąś... W zasadzie ja nawet nie przepadam jakoś specjalnie za trash metalem, ale jest kilka piosenek Metalliki, które coś we mnie poruszają na tyle mocno, żeby nie mogły pozostać mi obojętne. Mam jakąś dziwną skłonność do piosenek albo potwornie pesymistycznych, albo naiwnie radosnych, ale to cała ja. No chyba, ze chodzi o tę cudowną gitarę - ale wtedy niewątpliwie znalazłoby się tu Master of Puppets.

Klasyka numer trzy (no dobrze, wcale nie klasyka):
Budka Suflera - Ragtime
Zdziwieni? Budka Suflera była moją pierwszą muzyczną miłością od czasu koncertu na który mnie, bardzo wówczas chyba smarkatą, zabrał Tata. Wiem, że obecnie kojarzy się głównie ze strasznym kiczem i "Takim Tangiem", ale ich stare kawałki to był porządny, powerny rock, którym zasłuchiwałam się bardzo długo i który obudził we mnie zapewne na zawsze miłość do mocarnego wokalu. A ta piosenka to sama kwintesencja tego, co mnie zachwyciło - czysta, żywa moc. W dodatku wyjątkowo jak na ówczesną twórczość Budki Suflera niepretensjonalna (Pieśnią Niepokorną katować Was nie będę :)) i nawet niepesymistyczna. To jedna z tych piosenek, od których - dla odmiany - robi mi się lepiej. Wiem, że wielu osobom zestawianie jej z dwoma powyższymi może wydawać się nie na miejscu, ale dla mnie część twórczości Budki Suflera pozostaje bardzo, bardzo ważna. A że słoń mi na ucho nadepnął i nie potrafię ocenić obiektywnie wartości muzycznej, będę twardo twierdzić, że dla mnie jest to jedna z najlepszych polskich piosenek, jakie kiedykolwiek powstały.

Tyle. I crap, a miałam się uczyć >.>

6 komentarzy:

  1. O, to żyje! Jak miło ^^

    Memy pięknie motywują do pisania notek regularnie. To jest wspaniałe ;) a Sound of Silence to jest jedna z najładniejszych piosenek świata, tru dat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaak. Kiedy już wiem, o którą piosenkę chodziło, wcale się nie dziwię - to JEST Pieprzony Muzyczny Oksymoron. Na tyle, że wręcz boję się go słuchać X__x

    I czego chcesz od Pieśni Niepokornej, dobry kawałek porządnego soczystego patosu nie jest zły! Chyba że w lekturach XD

    Za to paprotki są zue. Rosną wielkie, sypie się z nich i nagle zajmują całą przestrzeń życiową >:P

    OdpowiedzUsuń
  3. A czy ja napisałam, że mam coś do Pieśni Niepokornej? Kawał solidnego patosu, który osobiście szalenie lubię - ale wiem, że sporo osób ma na patos alergię :D Natomiast co do Sound of Silence - no widzisz :) Ale fajnie, że nie tylko we mnie budzi jakieś zupełnie dziwne emocje, już myślałam, że tylko ja tak mam.

    U mnie paprotki nie rozrastały się, tylko zdychały, jestem ciekawa, czy tu byłoby tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja może o tym chlebie, jako że paprotek nie znoszę (takoż fikusów - ostatni wywędrował z domu w chwili, kiedy zagroził przebiciem się przez sufit do sąsiadów), a memy robią wszyscy: kolejnym etapem wtajemniczenia jest dojście do wniosku, że chleb jako taki nie jest ci do szczęścia potrzebny, obejdzie się kupowanym raz na dwa miesiące chrupkim pieczywem, pojedynczymi bułkami (są świeższe niż chleb, bo mniej kupujesz i szybciej zjadasz) czy ewentualnie kawałkiem chleba na wagę. Kiedy osiągniesz ten poziom, możemy pogadać o cenie chleba :D

    A "Sound of Silence" wielkie jest i puchate.

    OdpowiedzUsuń
  5. JEST potrzebny do szczęścia, bo ja chleb absolutnie uwielbiam! :3 Wszystkie inne ryże, kasze i makarony mogą iść się paść na zieloną łączkę, bo ja z chlebem jestem w stanie zjeść wszystko - a nie czynię tak tylko dlatego, ze rozsądek zakazuje. Wybacz, jestem chlebową fetyszystką - a bułki nie są tru.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bułki są OK, ale chleb jest Bardziej >:D

    OdpowiedzUsuń